Bujnowski w pierwszym składzie
Wszystkie newsy
ENGLISH
1
15. 05. 2024. Wydział
Doktoranckie

Jan Bujnowski jest w reprezentacji Szkoły na Semaine de la Critique MFF w Cannes. Publiczność zobaczy jego "Taniec w narożniku". Nam opowiada o piłce nożnej, filmie i o emocjach tuż przed Cannes.

Po upadku komunizmu w 1989 roku kolorowe telewizory przestają być w Polsce towarem luksusowym. Ekrany w domach Polaków zaczynają wyglądać podobniej do rzeczywistości za oknem. Czy jednak rzeczywistość jest naprawdę kolorowa?

Tyle o filmie zdradza promocyjny opis. Uchylimy rąbka tajemnicy. Jest mały chłopiec. Jest Tata. Jest telewizor i są mecze reprezentacji. I gole, których nie widać… I o piłce, i o życiu jest to film.

Jolanta Karpińska (Biuro Promocji Szkoły) - Grasz w piłkę?

Jan Bujnowski – Gram, grałem odkąd pamiętam i gram do dzisiaj. Aktywność fizyczna pozwala mi zachować równowagę psychiczną. Lubię też ten sport jako zjawisko dramaturgiczne. Piłka nożna sama w sobie nie jest najciekawsza, ale gdy dobuduje się do niej dodatkową warstwę bardzo zyskuje. Lubię, jak o piłce nożnej pisze Marek Bieńczyk, widzi w tym sporcie więcej niż ona być może naprawdę w sobie ma.

JK – "Taniec w narożniku" zawiera więc wątki autobiograficzne?
JB - Na pewno tak. To zalążki scen, drobne pomysły. Nie mogę pamiętać tych szumiących telewizorów, zerwanych emisji telewizyjnych, akcja mojego filmu dzieje się na początku lat 90-tych. Ale pamiętam jak z bratem oglądaliśmy mecze już w streamingu internetowym – tam też sygnał zrywał się w kluczowych momentach, często w momencie strzelania bramek. Tłumaczyliśmy to sobie wówczas dużą oglądalnością. Być może wpadłem na pomysł „Tańca w narożniku” właśnie dzięki temu wspomnieniu?

JK – Jak powstawał film, który zobaczą widzowie MFF w Cannes, w bardzo prestiżowej sekcji dedykowanej twórczości młodych filmowców z całego świata?
JB – Jestem doktorantem Szkoły Doktorskiej w naszej Szkole. Film miał powstać dzięki grantowi doktorskiemu, była to kwota 15 000 zł. Początkowo myślałem, że dam radę za tę kwotę zrobić film. Szybko jednak rzeczywistość zweryfikowała to podejście.

JK – I co się robi w takiej sytuacji?
JB - Dalej trzeba wierzyć w swój pomysł, prosić o przysługi, o wsparcie. I tak robiłem. Prawie wszyscy z ekipy tego filmu pracowali absolutnie za darmo. Zebrałem wokół tego filmu swoją rodzinę, przyjaciół. Ojca gra mój Ojciec. Role dziecięce należą do moich siostrzeńców. Wsparcie rodziny i przyjaciół było nieocenione. Mam u nich ogromny dług wdzięczności. Bez nich zostałbym z pomysłem na kartce.

JK – Reżyserowałeś swojego Tatę, w ekipie byli członkowie Twojej rodziny. Jakie to doświadczenie?
JB – Oni nie mają wiele wspólnego z filmem, dla nich to przygoda, nowe doświadczenie. Co do roli Ojca - część ze scen mojego filmu wynika z autobiograficznych wątków więc dla mnie osobiście było to ważne, by Ojca zagrał mój Ojciec. Dla mnie było to naturalne, myślę, że prościej było mi te sceny zrealizować z Nim niż z kimś innym.

JK – Warstwa wizualna tego filmu przenosi nas w czasie do lat 90-tych. Jak udało się to osiągnąć?
JB – Film powstawał na przeterminowanej 25 lat filmowej taśmie. Oczywiście, mógłbym dorobić do tego jakąś ideologię, ale odpowiedź jest prosta – ta taśma była tania, kupiłem ją na niemieckim Ebayu. Opcja budżetowa zdecydowała. Oczywiście, użycie takiej taśmy wiąże się z ryzykiem, ale zrobiliśmy testy, które wyszły obiecująco i zdecydowaliśmy się na jej użycie. Z efektu jesteśmy zadowoleni.

JK – Jak zapamiętałeś plan zdjęciowy "Tańca w narożniku"?
JB - Zapamiętałem dobrą atmosferę. Dbałem o dobre warunki pracy, o to, by ludzie, którzy się poświęcają temu filmowi czuli się docenieni, by mieli z tej przygody też coś dla siebie. Mam wrażenie, że udało nam się stworzyć wręcz wakacyjną atmosferę.

JK – Już wkrótce wybieracie się do Cannes. Jakie emocje towarzyszą tej wyprawie na jeden z najważniejszych festiwali filmowych na świecie? Tym bardziej, że jedziecie tam nie jako widzowie, a twórcy filmu, który jest w programie?
JB - Bardzo się cieszę. To rodzaj nagrody za wysiłek wielu osób. Pracowali nad czymś, co teraz ktoś będzie oglądał, i to na takim festiwalu. Chętnie pooglądam tam filmy, również pod kątem zajęć, które prowadzę w naszej Szkole (analiza filmów krótkometrażowych – przyp red.). Zawsze oglądałem je z opóźnieniem, teraz będę miał okazję obejrzeć je na miejscu, porozmawiać z twórcami, spotkać się z osobami, które są na podobnym etapie drogi – to dla mnie bardzo ciekawe. Czerwonych dywanów będę unikał, to nie miejsce dla mnie. Nie mam specjalnych celów, ani oczekiwań odnośnie tego festiwalu. Czuję radość i mam niezwykłą okazję do tego, by podziękować swojej ekipie.

JK – A co po Cannes? Jakie są filmowe plany Jana Bujnowskiego?
JB – Jestem w Szkole Doktorskiej, by ją ukończyć muszę zrealizować trzy filmy krótkometrażowe. "Taniec w narożniku" jest pierwszy, bardzo pochłonął mnie czasowo, organizacyjnie, mentalnie. Dużo rzeczy przy tym filmie robiłem sam, co ma też swoje plusy – bardziej doceniam mrówczą pracę ludzi, którzy pracują nad filmem. To dobre dla ego reżysera, inaczej się później rozmawia z ludźmi, z którymi się współpracuje. Co po "Tańcu w narożniku"? Prawdopodobnie będę realizować dwa filmy równolegle, takie jest założenie. Zależy mi na tym, by moje filmy powstałe w Szkole Doktorskiej były różne. W tym poruszam się pewnie, w następnych chciałbym się zmierzyć z czymś, co jest dla mnie wyzwaniem, co nie jest dla mnie właściwe. Odrzucam pomysły, które zbyt łatwo przychodzą.

JK – Jest też Twoje życie akademickie – życie wykładowcy. Jak się w nim czujesz?
JB - W ramach Szkoły Doktorskiej prowadzę zajęcia ze studentami, na których analizujemy krótkometrażowe filmy. Staram się ściągać najnowsze rzeczy, które wydają mi się ciekawe. Próbujemy rozbierać je na części pierwsze, analizować, jak zostały zrobione. Nie mnie oceniać te zajęcia, to zadanie studentów. Ja je lubię i prowadzę je z dużą przyjemnością. Chciałbym dalej móc to robić.

JK – A co z pełnym metrażem?
JB – Pewnie, że chciałbym się z nim zmierzyć, ale myślę, że to jeszcze nie ten czas. Poza tym odpowiada mi forma krótkiego metrażu. Oglądam więcej ciekawych krótkich metraży niż filmów pełnometrażowych. Oczywiście, to też kwestia decyzji – krótki metraż to mniejsze możliwości, budżety, inna dystrybucja, ale szczerze – średnio mnie to przejmuje. Krótki metraż pozwala za to szybciej reagować na zjawiska, wydarzenia. Ma swoje plusy.

JK - Czego można Ci życzyć?
JB – Mniej stresu, chociaż nad tym ciągle pracuję. Może braku presji? Wolności twórczej? "Taniec w narożniku" jest filmem, nad którym dobrze się pracowało właśnie dlatego, że nie czułem presji, nacisków, czułem niezależność.

JK - Niezależności, braku stresu i pięknych goli. Nie tylko w Cannes.

Dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki!


O filmie "Taniec w narożniku" na Semaine de la Critique w Cannes przeczytasz też tutaj

O filmie na www Semaine de la Critique

Producentem filmu jest Studio Filmowe INDEKS. 

fot. 1, 2 - zdjęcia z planu filmu, fot. Mateusz Kosman
fot. 3 - Jan Bujnowski
fot. 4 - 10 - kadry filmu "Taniec w narożniku"