Wspomnienia o prof. Jerzym Woźniaku
Wszystkie newsy
ENGLISH
1
28. 01. 2014.
Pozostałe

On był osobą bardzo stąd, w Szkole od zawsze, a nie na występach gościnnych, w swoim mieście, w swoim środowisku - wspomina prof. Jerzego Woźniaka rektor Mariusz Grzegorzek.

Wspominają prof. Jerzego Woźniaka:

Prof. Mariusz Grzegorzek, rektor Szkoły Filmowej:
Najważniejsze wydaje mi się to, że Jerzy Woźniak należał do ludzi, którzy mają w sobie ludzką życzliwość. Nie był moim pedagogiem, ale pamiętam jeszcze z czasów studenckich, że w różnych sytuacjach, czy to rozwiązania operatorskiego na planie, czy znajomego lekarza w nagłym przypadku, na Woźniaka można było liczyć. Miał duże serce, był ojcowski, wszystkim pomagał. On był osobą bardzo stąd, w Szkole od zawsze, a nie na występach gościnnych, w swoim mieście, w swoim środowisku.

Prof. Elżbieta Protakiewicz, dziekan Wydziału Operatorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi:
Zawsze pogodny i uśmiechnięty, dowcipny, ciepły gawędziarz, wymagający od siebie i innych, oddany swoim podopiecznym, ciekawy świata, dociekliwy, kochający ludzi, esteta, człowiek telewizji, filmu i teatru, artysta… czasem wściekły na otaczającą rzeczywistość, ale życzliwy wszem i wobec… żeglarz i myśliwy, Nasz Profesor. Niemożliwe, żeby odchodził tak nagle i tak daleko… Czas przeszły jest niestosowny … Jurku, do zobaczenia.

Prof. Andrzej Bednarek, w latach 1996-2012 prorektor uczelni ds. współpracy z zagranicą: Był jednym z niewielu ludzi, którzy mają ucho do muzyki. Bardzo wcześnie realizował transmisje telewizyjne z festiwali sopockich, miał do tego talent, posiadał poczucie rytmu i wyczucie struktury muzycznej. Wprowadził do Szkoły Filmowej koncerty, realizowane w naszym studiu telewizyjnym. To on, jako rektor, doprowadził do wykończenia budynku "Z", którego pomysłodawcą był prof. Henryk Kluba. Woźniak mówił żartem, że od tego jest, by jeździć i wyciągać pieniądze na ten gmach, w którym dzisiaj toczy się życie Szkoły. On od początku był zwierzęciem telewizyjnym, czuł telewizję, lubił ją i telewizja go lubiła. W pewnym sensie przeniósł telewizję do Szkoły, był prawdziwym fachowcem telewizyjnym w uczelni. On wymyślił i zorganizował w Szkole Międzynarodowy Festiwal Filmów Studenckich MEDIASCHOOL. W tamtych czasach, a było to w 1993 r., to był pierwszy, międzynarodowy filmowy festiwal studencki w Polsce. Mało kto wierzył, że się to uda, ja także należałem do niedowiarków. Nie było praktycznie żadnych doświadczeń w organizacji festiwalu, filmy w kopiach 35mm lub Beta SP, nie było także wypracowanych sposobów i źródeł finansowania takich wydarzeń. Ten festiwal powstał właściwie z niczego, poza wiarą i entuzjazmem. Odbyło się osiemnaście edycji festiwalu Mediaschool. W tamtych latach to była duża wartość, kiedy do szkoły zaczęli przyjeżdżać profesorowie i studenci z całego świata.

Prof. Zofia Uzelac, dziekan Wydziału Aktorskiego:
Pracowało się z nim – studentom i pedagogom – wspaniale, ponieważ kochał aktorów i nasz wydział był mu bliski. Pomagał w nagrywaniu spektakli dyplomowych, proponował wspólne zajęcia dla naszych aktorów i studentów Wydziału Operatorskiego. Był dobrym człowiekiem.

Prof. Ryszard Lenczewski, prodziekan Wydziału Operatorskiego:
Wspominając Jurka Woźniaka mam w pamięci cztery błyski. Pierwszy – kiedy na II albo III roku studiów zabrał nasz rok na wycieczkę do autentycznego, profesjonalnego studia telewizyjnego. Był królem tego pomieszczenia, gospodarzem, który dobrze się tam czuł i sprawiał, że zajęcia miały fantastyczną atmosferę i energię, którą pamiętam do dziś. Drugi – w roku wielkiej powodzi, zima, na rozlewiskach Wisły pod Płockiem, robiliśmy razem nagranie do piosenki "Gwiazda dnia" zespołu Dwa plus Jeden. Jurek dał mi wolną rękę. Żeby zrobić zdjęcia na lodzie, przywiązałem kamerę do dwóch kijów hokejowych. Pamiętam jego roześmiana twarz, cieszył się jak dziecko, gdy wiązałem tę kamerę i jechałem na łyżwach kręcąc ujęcie. Bankietowaliśmy potem w Nowej Gdyni, pierwszy i ostatni raz, jak dwóch kumpli filmowców. Trzeci błysk – na przełomie XX i XXI wieku, na parkingu w Łodzi ktoś klepnął mnie w ramię. Jurek. Pyta, co robię, czy jestem w Polsce, czy bym nie poprowadził warsztatów w Szkole. Poprowadziłem warsztat o wyrażaniu emocji za pomocą kamery, Jurek go pochwalił, miałem następny warsztat, na Wydziale Operatorskim namówili mnie na doktorat… I tak, stopniowo, zostałem wykładowcą Szkoły Filmowej. I ostatni błysk, podczas benefisu na 75. Urodziny Jurka. Zastanawiałem się, jaki prezent mu dać. Znalazłem "Głos Robotniczy" z czasów, kiedy realizowaliśmy "Gwiazdę dnia" i radzieckiego szampana z tamtych lat. To moje ostatnie fajne wspomnienie.
http://www.youtube.com/watch?v=8w7KU7WzTpY

Andrzej Sołtysik, producent filmowy:
Nie mogę pogodzić się z jego śmiercią. Wiele osób nie pamięta, że w latach 1968-69 Jurek uczył produkcji filmowej i telewizyjnej. Dużo razem pracowaliśmy, w telewizji i w Szkole. Był dla mnie jak ojciec.

Mariusz Wilczyński, twórca filmów animowanych, wykładowca Szkoły Filmowej:
Bardzo go lubiłem. Mam takie wspomnienie z zakończenia festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie, gdzie byłem jurorem. Na bankiecie, w atmosferze trochę jak w "Wielkim żarciu", nad ranem zobaczyłem tureckiego baszę z okazałymi wąsami, otoczonego pięknymi kobietami, który na mnie skinął palcem, jakbym był jakimś paziem. I rzekł: - Będziesz u mnie pracował.
Ja na to: - Nie stać cię – odpowiedziałem żartem - Kim ty jesteś?
On: - Jestem rektorem Szkoły Filmowej. Ja cię angażuję.

Myślałem, że to ściema, ale po kilku dniach zadzwonili z sekretariatu rektora, by połączyć rozmowę. Okazało się, że prof. Jerzy Woźniak od dłuższego czasu mnie obserwował i uznał, że przydam się w Szkole – jestem mu za to bardzo wdzięczny, od siedmiu lat pracuję ze studentami i cieszę się, że współtworzę wydział animacji. Zawsze się cieszyłem, jak Go spotykałem w Szkole… Zwracałem się do Niego "Panie Rektorze", a on klepał mnie po ramieniu i zawsze odpowiadał: "Przestań się wygłupiać, niedźwiedziu, mów do mnie Jurek…". Do widzenia, Panie Rektorze.

http://www.rp.pl/artykul/1082618.html

fot. Michał Tuliński