Not a simple story. O teledyskach Kory i Maanamu
Wszystkie newsy
ENGLISH
1
21. 11. 2018. Wydział
Reżyseria

O produkcji teledysków w ubiegłym wieku, miłości do Kory oraz poetyckiej walce z technologią lat 90-tych opowiadali w Kinie Szkoły Filmowej Kamil Sipowicz i Mariusz Grzegorzek.

Spotkanie z Kamilem Sipowiczem (partnerem życiowym Kory) oraz Mariuszem Grzegorzkiem rozpoczęło w piątkowy wieczór nowy łódzki festiwal “PL Music Video Awards” w całości dedykowany twórcom wideoklipów. Komplet publiczności w Kinie Szkoły Filmowej owacyjnie przywitał gości, którzy z nostalgią opowiadali o okresie wspólnej pracy z Korą, wyzwaniach artystycznych i technologicznych wiążących się z tego typu formą audiowizualną realizowaną w ubiegłym wieku. Tłem dla rozmowy stał się pokaz wybranych teledysków zespołu, z których aż 9 było wyreżyserowanych przez Mariusza Grzegorzka. Nie zabrakło anegdot związanych ze specyfiką pracy w latach 90-tych.

Ważnym elementem dyskusji było przywołanie warunków technologicznych, w których tworzone były wówczas wideoklipy. Mariusz Grzegorzek podkreślił, że twórcy mierzyli się z technologią, która często ich pokonywała. Wyzwaniem był także dostęp do sprzętu, taśmy filmowej czy nowoczesnych na ten czas aparatów cyfrowych. Te ostatnie jako jedyne umożliwiały pracę przy prostych efektach specjalnych, które dziś wywołują uśmiech, ale jak podkreślali zgodnie goście, niegdyś były prawdziwym osiągnięciem “high tech”.

"Ludzie, to było 400 lat temu! Komputer Macintosh kosztował tyle, co cztery domy jednorodzinne i miał możliwości takie, że już dziś nie ma takiego urządzenia, które miałoby porównywalne. Nie było w ogóle aparatów cyfrowych. Wszystkie te teledyski zostały nakręcone na 35 mm. Zdjęcia do wszystkich zrobiła Jolanta Dylewska, scenografię do wszystkich zrobił Wojciech Żogała. Mieliśmy bardzo mało taśmy filmowej i wszystkie te kręcące się obiekty (łyżki, orzechy) robiło się w ten sposób, że musieliśmy zdobyć coś, co się nazywało aparat cyfrowy. Wtedy kosztował on prawdopodobnie tyle co Rolls-Royce. Mieliśmy talerz, na którym ten obiekt umieszczaliśmy i poklatkowo robiliśmy zdjęcia, które potem były wycinane. To było totalne chałupnictwo. Oczywiście na ekranie to widać i tego jakby nie przeskoczymy. My też wtedy nie byliśmy z tych efektów zadowoleni. Ale generalnie napinaliśmy się, próbowaliśmy reagować jakoś technologicznie na pewne rzeczy, używać ich w trochę bardziej poetycki sposób" - opowiadał Mariusz Grzegorzek.

Dyskusja dotyczyła także odmiennej rzeczywistości finansowania teledysków. Jednym z niewielu mecenasów tego typu form audiowizualnych była Telewizja Polska. To właśnie na zamówienie telewizji powstało wówczas najwięcej wideoklipów. Ważnymi postaciami w samej TVP byli m.in. Nina Terentiew czy Jerzy Kapuściński, którego rola polegała zdaniem gości na umiejętnym “parowaniu muzyków i twórców filmowych”.

"To były takie czasy, że wszyscy się w pewnym sensie wzajemnie wspierali. Były to czasy dosyć rzewne i dosyć czerstwe, kiedy zaczynaliśmy dopiero wierzyć, że właściwie zmierzamy ku temu wszystkiemu, co właśnie teraz osiągnęliśmy i dzięki temu tak wspaniale prosperujemy i jesteśmy na tak wspaniałym duchowym etapie" - opowiadał widzom Mariusz Grzegorzek.

Spotkanie umożliwiło także poznanie kulis wyboru Mariusza Grzegorzka na reżysera klipów dla Maanamu. Jak się okazało po latach, to właśnie Kamil Sipowicz polecał twórcę Jerzemu Kapuścińskiemu.

"Jurek [Kapuściński] miał energię, miał dobrze pojętą inicjatywę mecenatu nad takimi rzeczami, które jego zdaniem mają jakąś moc. Umiał też, jak się okazuje, w pewnym sensie dobrze parować te podmioty. Ja owszem o Maanamie wiedziałem wszystko, ale Maanam o mnie nie wiedział nic." - wspominał Grzegorzek.

Podczas spotkania nie zabrakło wspomnień związanych z Korą. Goście podkreślali zgodnie, że nie ma drugiej artystki, którą można do niej porównywać zarówno w latach 90-tych jak i współcześnie. Kamil Sipowicz zwrócił uwagę, że piosenkarka inspirowała się tym, co ją otaczało dlatego wczesne piosenki Maanamu w dużej mierze stanowią komentarz do sytuacji społeczno-politycznej w kraju. W latach 90-tych tematy zmieniły się. Kora często w swoich utworach mówiła o miłości, obecny był także w nich mistycyzm. Piosenkarka bardzo często wyprzedzała trendy. Nawet gdy ubierała się w modne stroje z zachodu, które przywoził jej Kamil Sipowicz, sama zwykle dodawała do nich coś własnego, co spotykało się z olbrzymim zainteresowaniem. Tym samym stawała się w Polsce kimś w rodzaju trendsetterki.

Sipowicz przyznał także, że od dłuższego czasu nie potrafił oglądać zdjęć Kory, słuchać jej piosenek czy oglądać teledysków. Ze wzruszeniem podkreślił, że dopiero dziś zrozumiał o czym mówi jedna z jej piosenek pt. “Mówią, że miłość mieszka w niebie”. Mariusz Grzegorzek opowiedział także o swoim stosunku do Kory. Podkreślił, że podobnie jak wielu mężczyzn w latach 90-tych darzył ją dużym uczuciem, więc w momencie kiedy otrzymał ofertę realizacji teledysków dla Maanamu bez wahania przyjął ofertę. Przy obsadzaniu ról do swojego debiutu fabularnego “Rozmowa z człowiekiem z szafy” zaproponował jej nawet rolę w swoim filmie. Jak sam podkreślił działał wtedy w “złudzeniu patetycznym” i na szczęście Kora potrafiła racjonalnie ocenić, że nie jest odpowiednim wyborem.

Nie obyło się bez pytania o artystyczną ocenę współczesnych wideoklipów. Mariusz Grzegorzek przyznał, że po fali młodzieńczego zauroczenia tym gatunkiem, w tym momencie ich już prawie nie ogląda. Z jednej strony jest to wynik innego etapu życia, zupełnie innych potrzeb, odmiennej wrażliwości. Z drugiej pewnego braku, który odczuwa oglądając współczesne produkcje.

"Bardzo często mamy do czynienia z teledyskami wystawnymi, szczególnie tymi zachodnimi. Czuje się, że wpakowano w nie ogromne pieniądze, ale bardzo często brakuje mi tam jakiegoś wewnętrznego nerwu. Jakiejś energii, która by to wszystko utrzymała w kupie. Mam czasem wrażenie, że to tylko zestaw takich dziwacznych atrkacjonów. Jest jednak taki jeden teledysk, który bardzo mi się podoba. Jest to teledysk grupy The Blaze, który nazywa się Territory." - podkreślił Grzegorzek.

Spotkanie było pierwszą po latach okazją do wspólnej rozmowy Kamila Sipowicza i Mariusza Grzegorzka.
Fotografie: Adrian Jaszczak