Pewność, Pokora, Apetyt. Skolimowski w Szkole!
Wszystkie newsy
ENGLISH
1
02. 12. 2016.
Pozostałe

Jerzy Skolimowski. O warsztacie filmowym - bo z kolegami ze świata filmu. O pewności siebie - bo warto ją mieć nawet wtedy, gdy się jej nie ma. O Godardzie, o Wajdzie. O tym, co by było gdyby...

- Nie znosiłem wykładów. Po prostu wolałem pratykę - każdą chwilę, ktorą mogłem spędzić z kamerą byłam w stanie wykorzystać, to kłóciło się z wykładami - zaczął spotkanie w Szkole Filmowej Skolimowski. Od szkoły, w której studiował reżyserię, do tajników filmowego warsztatu - bo sala wypełniona praktykami lub tymi, którzy bardzo chcą praktykami kina zostać.

A kino Skolimowskiego zaczęło się właśnie na Targowej. Po etiudach "Oko wykol", "Hamlesiu" i "Erotyku" - pełnometrażowy "Rysopis":

- Miał bodajże 2200 metrów. Na każdą z etiud, którą robiliśmy w Szkole mieliśmy przydział taśmy - w metrach. Ja oszczędzałem. Po drugim roku miałem już nadwyżkę. Poza tym skupowałem resztki taśmy od operatorów z wytwórni. Tak uskładałem i zrobiłem "Rysopis". Oszczędności były takie, że na planie nie zrobiłem ani jednego dubla - nie mogłem sobie na to pozwolić.

Debiut trafił daleko daleko, poza Polskę, aż do Nowego Jorku...

- Lincoln Center - 2 tysiące ludzi patrzy na mój film zrobiony w Szkole. Jakiś krytyk pisze - reżyser przywiózł niezmontowany film... Ale był tam też Godard, napisał do mnie potem list: "Nie zwracaj uwagi na tych kretyńskim amerykańskich kytyków. Ty i ja jesteśmy najlepszymi reżyserami na świecie" - wspominał Jerzy Skolimowski w rozmowie, którą moderował Michał Chaciński.

Potem "Ręce do góry", jeden z najsłynniejszych "półkowników" - powstaje w 1967, na ekrany wchodzi dopiero w 1985 roku! Był to swoisty manifest polityczny - kąśliwy, pełen metafor, autobiograficznych wątków, odwołań do aktualnej sytuacji w kraju. W związku z odbiorem filmu reżyser wyjechał z kraju.

A co by było gdyby wówczas jego losy potoczyły się inaczej? Co by było, gdyby świetnie zapowiadający się reżyser, z nagrodami za "Rysopis" (Grand Prix w Arnhem), "Walkower" (Nagroda Cahiers du Cinema, wyróżnienie na MFF w Mannheim i Nagroda im. A. Munka) i "Barierę" (Grand Prix na festiwalu w Bergamo), scenarzysta "Niewinnych czarodziejów" Andrzeja Wajdy i "Noża w wodzie" Romana Polańskiego nadal tworzył w kraju?

- Często o tym myślałem. Robiłbym dalej takie filmy jak "Ręce do góry". Odegrałbym ważną rolę nie tylko w polskim filmie, ale może i w polskiej historii. Ale stało się inaczej.

 Pewność siebie? To temat poruszony w trakcie tej wizyty kikukrotnie:

- Pewność siebie u mnie wzięła się z braku pewnośni siebie - była pomysłem na przetrwanie, nauczyłem się jej, Jest bardzo przydatna - zawsze lepiej udawać, że się wie niż zdradzać, że nie - mówił Skolimowski.

Za granicą Skolimowski zrealizował kilkanaście filmów, międzynarodowe koprodukcje, z wielkimi aktorami w obsadzie - m.in. Robert Duval, Klaus Maria Brandauer, Jeremy Irons, Emmanuel Seigner, wielokrotnie nagradzane na międznarodowych festiwalach - Berlin (Złoty Niedźwiedź za "Depart", Cannes (Nagroda Specjalna Jury za "The shout", Nagroda za scenariusz "Moonlight"), Wenecja (Nagroda Specjalna Jury za "Lightship", Nagroda Specjalna Jury za "Essential Killing"). Pewność siebie w parze z ogromną pokorą - nie uznaje swojej zawodowej drogi za pasmo sukcesów - wręcz przeciwnie - dlatego z olbrzymią dawką szczerości przyznał:

- Zrobiłem 20 filmów. 4 są katastrofalne, 5 jako takich, pozostałe naprawdę dobre - generalnie więc 50% jest naprawdę niezłych - wychodzę na swoje!

A kto za sukcesami stoi?

- Potrzebuję głosu z boku. Kiedyś w pracach nad filmem pomagał mi Andrzej Kostenko, podczas studiów takim dobrym duchem był Bogdan Dziworski, teraz moja żona - Ewa Piaskowska, z którą pracuję. Film to nie jest coś, co można robić samemu. Bardzo łatwo się potknąć, najwięksi się potykali. Oczywiście jest w tym rodzaj wampiryzmu - korzystam z energii tych, którzy są dookoła i mi pomagają. Myślę, że najsłabsze filmy powstały w skutek osamotnienia, gdzieś na obcych terytoriach.

Jak to między praktykami tematy czystofilmowe - drabinka scenariusza, montaż, muzyka, praca z aktorami, model pracy nad tekstem:

- Nie ma jednego. Pomysł każdego mojego filmu rodził się w inny sposób. Wychodzę od jakiejś sceny, od czegoś, co mnie wizualnie bardzo intryguje, co chciałbym zobaczyć na ekranie - na tej podstawie buduję cały film. Na przykład "11 minut" - powstał w trudnym dla mnie czasie, byłem w złym stanie - ostatnia scena, którą widzicie w filmie przyszła do mnie w jednym ze snów - ten sen, ten obraz w nim był tak intensywny, że musiałem go przenieść na ekran. I tak - od końca - zbudowałem ten film. 

Były pytania, wrażenia i wsomnienia, jak to - prof. Tadeusza Szczepańskiego, któremu kiedyś Skolimowski miał opowiedzieć pewną złotą myśl - gdy jesteśmy młodzi mamy apetyt, ale nie mamy możliwości - gdy jesteśmy starsi - mamy możliwości, ale już nie mamy apetytu - reżyser skwitował jednym zdaniem:

- Mnie apetyt na życie nie minął...

Jerzy Skolimowski przyjechał do Łodzi na zaproszenie Forum Kina Europejskiego ORLEN Cinergia. Podczas Gali Zamknięcia Festiwalu odebrał nagrodę Złotego Glana. 

red. Jolanta Kolano
fot. Adrian Jaszczak